niedziela, 2 grudnia 2012

Nastoletni dorośli

Dzisiaj zupełnie odbiegam od tematu bloga. Postanowiłam podzielić się z wami swoimi przemyśleniami na temat dojrzewania (uhh, nawet to słowo tak okropnie brzmi). Oto list, który wysłałam do "Wysokich Obcasów", zainspirowana tekstem innej szesnastoletniej czytelniczki. Mam nadzieję, że skłonię was do dyskusji i refleksji :).


Zaciekawił mnie list czytelniczki „Roseanne”, który ukazał się w ostatnim wydaniu WO (48/703). Po części dlatego, że nareszcie poczułam, że nie jestem sama; że są oprócz mnie ludzie, którym młode lata uciekają przez palce. List ten skłonił mnie do refleksji nad swoim życiem i, niestety, doszłam do bardzo gorzkich wniosków.
Mam 16 lat, jestem młodą, towarzyską dziewczyną, za 2 lata osiągnę pełnoletność. Co dotychczas osiągnęłam? Co zrobiłam, aby zadbać o swoją przyszłość? Co będę wspominać za parę lat? Moja codzienność to jedna, wielka rutyna. Szkoła, dom, lekcje, sen – i tak w kółko. Nie mam czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, a o zwyczajnym leniuchowaniu nie ma nawet mowy. Przy odrobinie szczęścia uda mi się w weekend spotkać z moim jedynym trojgiem przyjaciół. Moje myślenie zostało ukierunkowane tylko i wyłącznie na naukę, do czego przyczyniła się, prawdopodobnie nieświadomie, moja mama. Od dziecka mówiła mi, że stać mnie na więcej, że potrafię lepiej. Ja w to wierzyłam, a kiedy okazywało się, że jednak nie jestem w stanie czegoś robić miałam żal do siebie, bo nie byłam wystarczająco dobra. Wierzę, że moja mama mówiła to wszystko z dobrymi intencjami, chcąc mnie zmotywować do pracy, jednak ta motywacja zamieniła się z czasem w okrutny obowiązek. Kiedy w drugiej klasie gimnazjum zachorowałam na bezsenność ze stresu, straciłam przyjaciół i chęć do życia powiedziałam sobie: „Stop. Tak nie może być”. Zaczęłam powoli zmieniać swoje nastawienie, a także nastawienie rodziców. Powiedziałam im, że mnie przecenili, że to ja powinnam ocenić, czy jestem do czegoś zdolna, czy też nie. Zrozumieli to, a ja postanowiłam się wyluzować. Nie jest to łatwe, nadal prześladuje mnie przekonanie, że nigdy nie będę dość dobra. Nauczono mnie wymagać przede wszystkim od siebie, dlatego nie potrafię całkowicie zlekceważyć nauki i skupić się na tym, co sprawia mi przyjemność. Zewsząd zalewa mnie morze przymusu: „Musisz się uczyć, żeby dostać pracę. Musisz być ładna, mądra i zabawna, jak te panie w telewizji”. Nauczyciele straszą maturą, każą nam już wybierać sobie kierunek studiów. Ja nawet nie wiem, co będę jadła jutro na obiad, a co dopiero - kim będę w przyszłości. Mam marzenie, aby założyć zespół, ale wszyscy wkoło lekceważą ten pomysł. Według nich powinnam być prawnikiem, dentystą albo lekarzem. Mam już odkładać pieniądze na ZUS, planować imiona dla dzieci…
 Mam 16 lat, moje dzieciństwo prędko ucieka, a ja bardzo chciałabym pamiętać z niego więcej niż tylko strony z podręczników. Bezwiednie dołączyłam do całej masy rozgoryczonych, sfrustrowanych nastolatków, którzy nie są są gotowi do wejścia w dorosły świat. Mówi się, że współczesna młodzież zbyt szybko dorasta. Czy ktokolwiek zastanawia się, dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz